Dodana: 2 listopad 2015 14:02

Zmodyfikowana: 2 listopad 2015 14:15

240 lat temu w Doruchowie stracono 14 czarownic. Był to ostatni w Polsce legalny stos

Po procesie z 1775 roku, w którym stracono 14 rzekomych czarownic, niewielka gmina Doruchów k. Ostrzeszowa w Wielkopolsce zyskała miano polskiego Salem - miasteczka czarownic. Wśród samorządowców i mieszkańców nie ma jednak zgody, czy historię sprzed 240 lat należy wykorzystać do promocji gminy.

Ilustracja do artykułu fire-184885__180.jpg

Proces czarownic w Doruchowie uznaje się za ostatni, przeprowadzony w majestacie prawa na ziemiach polskich. Formalnym zakończeniem tych praktyk była w Polsce konstytucja Sejmu Warszawskiego z roku 1776, zakazująca stosowania tortur oraz karania śmiercią w sprawach sądzenia o czary.

Najgłośniejszy proces czarownic odbył się pod koniec XVII wieku w amerykańskiej miejscowości Salem. Kilka wieków później to niewielkie miasteczko stało się prężnym ośrodkiem turystycznym, a o czarownicach powstały dziesiątki filmów i seriali telewizyjnych. Doruchów takiego boomu nie doświadczył, ale i tu o procesie nie zapomniano.

Gdy blisko 40 lat temu w Doruchowie zorganizowano pierwsze plenerowe widowisko upamiętniające wydarzenia z XVIII wieku, obecny wójt gminy Józef Wilkosz wcielił się w rolę sędziego. Dziś zapowiada, że w przyszłym roku, kiedy będzie tworzona nowa strategia promocyjna, samorządowcy ponownie rozważą wykorzystanie w niej wydarzeń z przeszłości.

Zaznacza jednak, że zarówno wśród badaczy tego zagadnienia, jak i mieszkańców Doruchowa, zdania są podzielone. Spory dotyczą zarówno faktów sprzed lat, jak i tego, czy wypada w działaniach promocyjnych odwoływać się do tragedii - nawet tak odległej w czasie.

Wszystko zaczęło się - jak powiedział PAP dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury Ryszard Mazur – od bólu palca i poskręcanych w kołtun włosów miejscowej dziedziczki.

- Prawdopodobnie wynikało to po prostu z braku higieny. Kiedy medyk nie rozpoznał przyczyny choroby, postanowiono zapytać o radę znachorkę, która miała powiedzieć: wiedźmy, cioty kołtuna zadały, Dobra z nich najpierwsza” – opowiadał.

Dobra była wzorową gospodynią, której – w tym przypadku, na nieszczęście – powodziło się nad wyraz dobrze. Stwierdzono więc, że musi mieć konszachty z diabłem.

- Znachorka wskazała sześć kobiet z Doruchowa. Resztę na zasadzie samooczyszczenia się okolicy wytypowano z pobliskich miejscowości i przed sądem stanęło 14 kobiet. Zgodnie ze scenariuszem przesłuchań, poddano je próbie wody, następnie żelaza – torturom, podczas których m.in. wyłamywano kości ze stawów – podkreślił Mazur.

Kobiety uwięziono w pozycji klęczącej w drewnianych beczkach z otworami, na których widniał napis odganiający złe moce –„Jezus, Maria, Józef”. Podstawowymi atrybutami sędziów podczas przesłuchań była butelka wódki i krucyfiks z dwiema świeczkami. Sędziowie posiliwszy się mieli zadawać standardowe pytania: „gdzie nauczyła się czarować? od kogo?”.

11 kobiet przyznało się do winy i prawomocnym wyrokiem zostały skazane na spalenie na stosie. Trzy z nich zmarły w trakcie przesłuchań. Następnie, w towarzystwie zakonników przewieziono je na tzw. wzgórze czarownic, mieszczące się na trasie z Doruchowa do Kępna, ok. 1 km za obecnym urzędem gminy.

Dopiero po podpaleniu stosu ludzie zaczęli zastanawiać się, jakiej to zbrodni dopuścił się dziedzic; na początku było to dla nich widowisko. Jedyną pozytywną postacią był wtedy ksiądz Józef Możdżanowski, który konno wyjechał do króla Stanisława Augusta prosić o interwencje. Do Warszawy jest jednak ponad 300 km, więc jak wrócił zastał już tylko zimny popiół – mówił Mazur.

Później torturowano także córki domniemanych czarownic. W wyniku tych wszystkich zdarzeń żona dziedzica zachorowała psychicznie, a on sam – aby odkupić winę ufundował parafii złotą monstrancję.

Pierwsza pisemna wzmianka o procesie w Doruchowie ukazała się 65 lat po tamtych wydarzeniach na łamach jednego z periodyków. Była to relacja naocznego świadka, bratanka ówczesnego proboszcza miejscowej parafii.

Jednym z pomysłów na przypomnienie o tamtych wydarzeniach mogłoby być muzeum czarownic. Sekretarz gminy Tomasz Bugaryn przyznaje, że odwołanie do historii sprzed 240 lat mogłoby stać się elementem promocji i sposobem na przyciągnięcie turystów. Na razie pomysł bardziej podoba się ludziom spoza Doruchowa niż części jego mieszkańców i samorządowców.

„Zastanawiamy się, czy to byłby rzeczywiście dobry wizerunek, żeby dziś promować się na kanwie tamtej historii, nawet gdyby traktować ją nieco żartobliwie” - dodał Bugaryn. Nad wykorzystaniem potencjału historii z 1775 roku zastanawia się też Ryszard Mazur, przyznając, że to - jak mówi - "trochę delikatny temat”. „Proces był typowym polowaniem na czarownice, czyli po prostu arogancją władzy, w wyniku której niewinne kobiety stały się ofiarami” – wskazał.

Żródło: www.kurier.pap.pl

http://kurier.pap.pl/depesza/157840/240-lat-temu-w-Doruchowie-stracono-14-czarownic--Byl-to-ostatni-w-Polsce-legalny-stos

 

fot.pixabay

 

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook