Dodana: 29 listopad 2007 07:44

Zmodyfikowana: 29 listopad 2007 07:44

W PKS zrezygnowali z pensji

To skutek ubiegłotygodniowego strajku w łomżyńskim PKS-ie. Z pieniędzy zrezygnowali ci, którzy zamiast wyjechać w trasę, protestowali w obronie odwołanego szefa.

Chodzi o Adama Wykowskiego, zarządcę przedsiębiorstwa PKS w Łomży. Po niespełna trzech miesiącach kierowania firmą został decyzją urzędu wojewódzkiego zdjęty ze stanowiska (zdaniem wojewody działał na niekorzyść firmy, podejmował błędne decyzje). Część załogi, należąca do związku zawodowego kierowców, żądając przywrócenia Wykowskiego, ogłosiła w miniony czwartek strajk okupacyjny.

Przez dziesięć godzin nie wyjechał w trasę żaden autobus (z Łomży oraz Kolna i Grajewa, które są filiami łomżyńskiej firmy), poza dwoma wiozącymi dzieci do szkoły. Dopiero przed godz. 17, po tym, jak sukcesem zakończyły się negocjacje strajkujących z przedstawicielami wojewody, autobusy wróciły na trasę. Odwołany Adam Wykowski wrócił na stanowisko i pierwszą sprawą, którą się zajął, było oszacowanie kosztów strajku. Dziesięciogodzinny postój naraził firmę na straty w wysokości kilku tysięcy złotych.

- Pracownicy, którzy strajkowali w mojej obronie, powypisywali prośby o urlop bezpłatny i, tak jak obiecali, zrzekli się wynagrodzeń za godziny, kiedy nie pracowali. Ich suma przewyższa koszty tego protestu [około 18 tys. zł - red.], więc o kłopotach finansowych nie ma mowy. Gorsze jest to, że przez to zamieszanie nadszarpnięty został wizerunek naszej firmy, a na dobrej opinii bardzo nam zależy - mówi Wykowski.

Sam z wynagrodzenia nie zrezygnował, bo formalnie w dniu protestu nie był pracownikiem PKS Łomża. Co z tymi, którzy do strajku nie dołączyli (członkowie NSZZ Solidarność), i nie wiedząc o zamiarach kolegów, w dniu protestu jak gdyby nigdy nic przyszli do pracy?

- Oni nie ponieśli żadnych konsekwencji, bo byli przecież gotowi jechać w trasę - dodaje prezes zarządu.


Na podstawie: Gazety Wyborczej

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook