Dodana: 4 grudzień 2007 08:02

Zmodyfikowana: 4 grudzień 2007 08:02

Pęknięta rura sparaliżowała miasto

Ewakuacja kilkudziesięciu osób, blokada ulic, gigantyczne korki w mieście i na jego obrzeżach, odcięcie gazu u około tysiąca odbiorców - takiego zamieszania jak w poniedziałek w Białymstoku dawno nie było.

Przez uszkodzenie głównej magistrali gazowej na wysokości skrzyżowania ulic Wasilkowskiej i 27 Lipca mogło dojść do wybuchu.
Tuż przed godz. 13 straż pożarna otrzymała sygnał, że przy ul. 27 Lipca na wysokości skrzyżowania z ul. Wasilkowską ulatnia się gaz. Okazało się, że rurę uszkodziła firma, która kładła kable, i robiąc odwiert przebiła rurociąg.

Natychmiast zarządzono ewakuację w promieniu 150 m od miejsca, gdzie doszło do uszkodzenia. Miejsca pracy musiało opuścić około 200 pracowników sklepów Tesco, PSS-Społem, Bucik, salonu samochodowego i sali bankietowej. Nie ewakuowano natomiast mieszkańców pobliskich domów, bo według oceny strażaków koordynujących akcję ewentualna eksplozja by tam nie dotarła. Ale ludzie przeżyli chwile grozy.

- Mówią nam: nie bójcie się. Ale jak się nie bać? Uciekać nie będziemy, przecież domu nie zostawimy. Kazali nam nie wychodzić na zewnątrz, ale wolimy widzieć, co się dzieje - denerwowali się Leszek i Janina Dawidowscy, mieszkańcy domu położonego najbliżej miejsca wycieku gazu.

Policja zablokowała skrzyżowanie, zamknięte zostały ulice 27 Lipca, Andersa i Wasilkowska.

W efekcie przestała sprawnie działać komunikacja miejska i tysiące mieszkańców przemierzało dzielnicę Wygoda na piechotę. Po ponad godzinie autobusy zostały skierowane na objazdy wytyczone przez policję. Wszystkie samochody jadące od strony ul. Sienkiewicza dojeżdżały wiaduktem do ulic Traugutta lub Poleskiej, natomiast jadące od strony Wasilkowa kierowane były na ulice Błękitną i Traugutta. Na wszelki wypadek tirów nie wpuszczano do miasta, policjanci zatrzymywali je aż pod Sokółką. Długa kolejka ciężarówek sięgała aż do Świętej Wody.

Na miejscu awarii panowała nerwowa atmosfera, bo nikt nie potrafił powiedzieć, czy uszczelnienie rozerwanego gazociągu będzie trwało kilka godzin czy kilka dni.

Szybko zareagowała władza. Na odgrodzonym terenie pojawił się wiceprezydent Michał Wierzbicki, zaniepokojony blokadą Białegostoku. Strażacy z pracownikami gazowni mieli dylemat. Na początku nie chcieli zakręcać gazu, bo to wiązałoby się z odcięciem jego dopływu dla całej okolicy.

- Odłączyć jest bardzo łatwo, problem byłby z ponownym przyłączeniem. Ze względów bezpieczeństwa gazownia musiałaby poinformować o tym każdego z ponad tysiąca użytkowników - tłumaczył kierujący akcją Jan Rabiczko, zastępca komendanta miejskiej straży pożarnej.

Konieczne okazało się skucie asfaltu. Wtedy okazało się, że pracownicy wykonujący odwiert pod ziemią urządzeniem, zwanym kret, przebili na wylot gazociąg. Dziura, przez którą ulatywał gaz, miała aż 16 cm średnicy. Firma tłumaczyła, że na mapie nie było odpowiedniego oznaczenia dla tego typu instalacji. Na pytanie, kto był winny kilkugodzinnego paraliżu miasta, odpowie prokuratura.

Kilkanaście minut po godz. 16 zapadła decyzja o odłączeniu gazu.

- Nie było innego wyjścia. Musieliśmy podjąć ten krok dla bezpieczeństwa ludzi pracujących przy usuwaniu awarii. Naprawa może trwać nawet całą noc. Do pierwszych mieszkań gaz popłynie jeszcze przed południem, ale uruchomienie wszystkich połączeń może zająć nawet 24 godziny - powiedział nam wczoraj Marcin Janowski, rzecznik prasowy podlaskiego komendanta straży pożarnej.

Tuż przed godz. 17 samochody wpuszczono w ulice Andersa i Wasilkowską. Natomiast na ul. 27 Lipca udostępniono dla nich tylko jedną nitkę. Do godz. 18 korki zniknęły.

Na podstawie: Gazety Wyborczej

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook