Dodana: 29 listopad 2007 07:41

Zmodyfikowana: 29 listopad 2007 07:41

Mocny złoty bije po kieszeni podlaskich eksporterów

Coraz słabszy dolar i pikujący przez kilka tygodni kurs euro przynoszą olbrzymie straty podlaskim firmom, które sprzedają swoje wyroby za granicę.

Choć eksporterzy szukają metod, by zabezpieczać się przed niesprzyjającym kursem walut, straty i tak odbiją się na kieszeniach pracowników. 

Takiego dna jeszcze nie było - mówią podlascy przedsiębiorcy, kiedy patrzą na kursy walut. Choć ceny euro w ciągu ostatnich dni lekko drgnęły w górę, dolar nadal jest najtańszy od kilkunastu lat. Najbardziej cierpią na tym firmy, które większość swoich produktów wysyłają za granicę.

To właśnie między innymi niskim kursem dolara zarząd Biruny, eksportującej tkaniny, argumentuje likwidację jednego z oddziałów Zakładów Przemysłu Bawełnianego im. Emilii Plater. Przez to dwa tygodnie temu w wasilkowskiej "Emilce" wypowiedzenia z pracy dostały 42 osoby, tylko kilka z nich trafiło na inne stanowiska w firmie.

- Pytanie o zwolnienia to pytanie o przyszłość przemysłu tekstylnego, który nie jest rozwojowy. Zmiany zachodzące na rynku, takie jak spadek dolara, sprawiają, że jest to branża ryzykowna, bo tkanin nie opłaca się już eksportować - tłumaczył swoją decyzję Bogdan Fiłonowicz, prezes Biruny.

Nie wszystkie firmy, mimo dużego eksportu, muszą posuwać się do tak drastycznych metod.

Białostocki Promotech, znany na rynkach światowych producent urządzeń i narzędzi magnetycznych oraz elektromagnetycznych, eksportuje swoje wyroby do 32 krajów. Zagraniczni odbiorcy, głównie z Niemiec, USA, Anglii, Danii, Holandii, Białorusi i Włoch, kupują ponad 95 proc. produkcji. Firma jest skazana na eksport, bo produkuje np. wózki spawalnicze, na które nie ma dużego zapotrzebowania na polskim rynku.

- To odbija się na naszym wyniku finansowym, straty idą w setki tysięcy - martwi się Marek Siergiej, prezes Promotechu.

Firma potrafi się jednak bronić przed skutkami drożejącego złotego.

- Przede wszystkim na wszelkie sposoby tniemy koszty produkcji. Wprowadzamy mniej kapitałochłonne technologie, podwyższamy wydajność pracy. Nie zwalniamy natomiast ludzi i nie obniżamy pensji, bo na szczęście jesteśmy zasypywani zamówieniami, portfel zamówień szacujemy na ok. 20 mln zł, nie ma więc żadnego problemu ze zbytem naszych wyrobów - twierdzi prezes.

Dodatkowo, by zmniejszyć straty, firma w czerwcu wyszła z transakcji realizowanych w dolarach i przeszła na rozliczenia w euro.

- Korzystamy też z wszelkich bankowych narzędzi, zabezpieczających przed ryzykiem zmian kursów walut - dodaje Siergiej.

Zabezpieczeń szuka też białostocka Huta Szkła Biaglass.

- W związku z niższymi przychodami postanowiliśmy podpisać umowę z BRE Bankiem na obsługę ubezpieczeń od ryzyka ze względu na niską cenę walut. Mamy też umowę z firmą faktoringową, która zabezpiecza naszą płynność - przyznaje Jerzy Wołkowycki, prezes Biagassu. - Do tego nasi handlowcy udali się do klientów, by rozmawiać o możliwości podwyżek. Działamy więc na kilku frontach, aby te negatywne skutki ograniczyć. Straciliśmy bardziej przez euro, bo w naszym przypadku kilka procent eksportu to Stany Zjednoczone, gdzie płacą nam w dolarach, reszta to kraje europejskie. Niestety te różnice sprawiły, że mamy mniej pieniędzy do zagospodarowania, a jesteśmy w trakcie restrukturyzacji zakładu. Wiosną planowaliśmy zakup nowych technologii czy podwyżki dla pracowników, potem z tych planów musieliśmy zrezygnować.

- Trudno obronić się przed łańcuchem walutowym, zwłaszcza gdy tak jak my eksportuje się 25 proc. swojej produkcji - przyznaje Edmund Borawski, prezes firmy Mlekpol, która eksportuje nawet do krajów afrykańskich. Dlatego postanowiliśmy, że nie będziemy wymieniać euro. Po prostu dostajemy wypłaty i płacimy za nasze zakupy, takie jak urządzenia czy opakowania, też w euro.


Na podstawie: Gazety Wyborczej

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook