Dodana: 10 kwiecień 2020 14:22

Zmodyfikowana: 10 kwiecień 2020 14:39

Podlaski sport – na wesoło

Świąteczny czas, to okazja, aby przypomnieć różne anegdotyczne zdarzenia z historii podlaskiego sportu. Jedno z nich, wypisz – wymaluj, wyjątkowo pasuje do naszej aktualnej rzeczywistości.

Ilustracja do artykułu biegi 123.jpg

Z chusteczkami na ustach

Otóż na początku lat 30. wśród lekkoatletów w całej Polsce, w tym i w naszym regionie, rozpowszechniła się moda, aby w biegach przełajowych, startować… z chusteczkami na twarzy. Miało to podobno pomóc w lepszym oddychaniu w trakcie biegu. Nie wiadomo kto taką metodę, hm, „naturalnego dopingu” wymyślił, ale szybko z niej zrezygnowano po tym, jak niektórzy zawodnicy o mało nie udusili się na trasie.

Zdjęcie jednego z biegów przełajowych rozgrywanych w latach 30. przedwojennym w Parku Zwierzynieckim w Białymstoku. Jeden z zawodników, biegnący z lewej, z nr 27 na piersi, ma usta zasłonięte białą chusteczką.

Z kolei, inną nietypową sytuacją w naszej, przedwojennej lekkiej atletyce był fakt, iż niektóre osoby w ogóle nie chciały, aby wiedziano, iż uprawiają one sport i wolały ukryć się pod dość oryginalnymi pseudonimami. I tak w podawanych na łamach prasy wynikach biegów lekkoatletycznych rozgrywanych w latach 20. w Białymstoku można znaleźć takie kuriozalne informacje, iż np. wśród kobiet na dystansie 1 km zwyciężyła „Dziewanna”, zaś wśród mężczyzn w rywalizacji na 2 km – 2. miejsce zajął „Czarny Józef”.

Surowy dróżnik

            Humorystyczne historie dotyczyły również naszych przedwojennych piłkarzy, choć nie zawsze działy się one na boisku. Oto bowiem w 1935 roku drużyna Hapoel Białystok w trakcie podróży na mecz do Grajewa została zatrzymana pod Knyszynem przez dróżnika PKP, który stwierdził, że ich autobus - nie mając na to stosownego zezwolenia - porusza się po drodze podległej kolejowej jurysdykcji!

            Nie pomogły żadne tłumaczenia i surowy urzędnik PKP nakazał białostockim piłkarzom kilkudziesięciokilometrowy objazd w kierunku Grajewa. W efekcie zespół Hapoelu przekroczył regulaminowy czas przybycia na spotkanie z tamtejszą Warmią i został ukarany walkowerem 0:3.

            Natomiast w trakcie jednego z meczów w piłkarskiej Klasie A w przedwojennym Okręgu Białostockim, pewien piłkarz w tak gwałtowny sposób dawał upust swoim emocjom pod adresem sędziego, iż ten nie wytrzymał i wymierzył swojemu krytykantowi siarczysty policzek. Piłkarz odpowiedział na to kopniakiem, na co zaś arbiter wyciągnął z kieszeni… rewolwer, ale na szczęście go nie użył.

Piłkarka ręczna – wzorowa żona ?

            W innej zaś zespołowej dyscyplinie sportu – piłce ręcznej, bohaterką jednej z anegdot była, już w okresie powojennym, była pewna zawodniczka drużyny AZS Białystok. Otóż w trakcie meczu została ona kontuzjowana w szyję i musiała skorzystać z pomocy lekarza.

Medyk, co zrozumiałe, zaczął ja wypytywać o dane personalne, o to gdzie ją boli, itp., a biedna zawodniczka nie mogła za bardzo wyksztusić słowa, gdyż uraz był dosyć dotkliwy. W tym momencie, ów lekarz stwierdził, iż kobiety, które uprawiają piłkę ręczną, są chyba wzorowymi kandydatkami na żony, gdyż przecież, hm, prawie nic nie mówią.

 

Fot.: Narodowe Archiwum Cyfrowe

Jerzy Górko

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook