Dodana: 12 marzec 2007 10:48

Zmodyfikowana: 12 marzec 2007 10:48

Podlaski boom gastronomiczny

W tej chwili nowe lokale gastronomiczne w Białymstoku powstają tak szybko, że nawet sami restauratorzy mają trudności z ich zliczeniem.

Zaczyna się złoty okres dla gastronomii. Polacy coraz chętniej jedzą poza domem i wydają w restauracjach i barach, z roku na rok, coraz więcej pieniędzy.


Wyniki branży gastronomicznej są imponujące - GUS stwierdził ponad 21-procentowy wzrost sprzedaży (porównanie grudnia 2006 roku do grudnia 2005 roku). Przeciętnie mieszkaniec województwa podlaskiego zostawia ponad 11 zł miesięcznie w kieszeniach restauratorów. To więcej niż mieszkaniec woj. lubelskiego (9 zł), ale znacznie mniej niż mieszkaniec mazowieckiego (17 zł).


- Gastronomia bardzo prężnie się rozwija, to ciągła tendencja - mówi Jarosław Dziemian, właściciel m.in. hotelów: Turkus, Wiking i Klubu Rozrywki Krąg.
- Konkurencja jest oczywiście potężna. Mamy coraz więcej nowych restauratorów i lokalów w Białymstoku, ale myślę, że to bardzo dobrze. Jeżeli mamy tu stworzyć region turystyczny, potrzebne jest silne zaplecze i dobra kuchnia.


Praktycznie każdy segment branży ma szansę na rozwój - od luksusowych restauracji w stylu "Restaurant and Bar Cristal”, czy też "Oranżeria” hotelu Branicki, aż do tradycyjnie obleganych mlecznych barów, jak Merino czy Podlasie.


Zmienia się także nasze menu - nie są to już tylko hamburgery z budki. Częściej sięgamy po jedzenie droższe i bardziej wykwintne. Drogie i ekskluzywne hotelowe restauracje dotychczas były odwiedzane przez biznesmenów i uczestników konferencji, zakwaterowanych w hotelach. Teraz zaczyna się to zmieniać.


- Widzimy coraz więcej młodych gości w naszej restauracji - mówi Joanna Kupryjanowicz z hotelu Cristal.
- To zazwyczaj osoby dobrze wykształcone, podróżujące po świecie.
Nowi goście to dodatkowe pieniądze, ale i wyższe wymagania. To klienci, który dokładnie wiedzą, co chcą dostać na talerzu.


- Jedzenie poza domem jest coraz modniejsze - twierdzi Anna Horodeńska, kierownik sprzedaży i marketingu hotelu Branicki.
- Obserwujemy przy tym zmiany w podejściu Polaków do posiłku poza domem. Kiedyś przychodzono tylko po to, by się najeść, dziś szuka się wykwintności.

Cieszą się również właściciele restauracji, w których stołują się mniej zamożni klienci.
- W tej chwili lokali przybywa tak szybko, że nawet ja, będąc od lat w branży, mam trudności z ich zliczaniem - mówi Andrzej Tyszko, właściciel pizzerii "Paradiso”.


- Co chwilę pojawia się jakaś nowa pizzeria. Klientów przybywa również, ale na razie w wolniejszym tempie niż nowych placówek gastronomicznych. Obecnie w Białymstoku jest około czterdziestu pizzerii.


Wzrost nie ominął nawet mlecznych barów. - Nasze placówki osiągnęły o siedem procent wyższą sprzedaż w porównaniu do lutego ubiegłego roku - mówi Mieczysław Dąbrowski, wiceprezes sieci PSS "Społem” Białystok, do której należą bar "Podlasie” i "Topolanka”.


Branża przeżywa rozkwit także dlatego, że jedzenie poza domem jest po prostu koniecznością, gdyż coraz więcej osób pracuje do późnych godzin wieczornych. Mamy też więcej pieniędzy. Jak wynika z badań brakuje nam czasu i ochoty na gotowanie i coraz częściej, zamiast spędzać czas w kuchni, wolimy zapłacić za gotowe.


Większość ekonomistów przewiduje, że dobra passa potrwa co najmniej parę lat. A to oznacza, że restauratorzy najlepsze mają jeszcze przed sobą.


Kurier Poranny

Logo serwisu Twitter Logo serwisu Facebook